wtorek, 4 marca 2014

Przyszłość łowiectwa: niedomyśliwi, czyli o potrzebie profesjonalizacji słów kilka. Cz. II


Skoro nowe punkty ciężkości zostały mniej więcej nakreślone, nadszedł czas, by odpowiedzieć na pytanie: jak do ich realizacji przygotowany jest typowy zawodowy myśliwy i dlaczego źle?

Niestety wciąż dominuje i pokutuje edukacja pod kątem dokarmiania, przygotowania łowiska oraz opieki nad gośćmi. Natomiast działalność misyjna celem niesienia kaganka myśliwskiej oświaty jest zepchnięta na dalszy plan. Innymi deficytami w kształceniu profesjonalistów są: organizacja i koncepcja alternatywnych metod polowania, fachowe konsultacje ze związkami łowieckimi i kooperacja z naukowcami. Jeden z zawodowców stwierdził, że ich wizerunek jest zdecydowanie zbyt konserwatywny, zbyt zorientowany na trofeistykę i zbyt zależny od pracodawców, którymi zwykle są najemcy terenów łowieckich.

W tej ostatniej kwestii leży jagdterier pogrzebany, bowiem obecna struktura zatrudnienia rodzi dwa zasadnicze problemy: po pierwsze, dzierżawcy obwodów niekoniecznie są zainteresowani jak najdłuższym okresem najmu tychże. A więc zatrudnieni zawodowcy nie mają zagwarantowanej stałości pracy. W każdym razie nie wiedzą czy w kolejnym okresie dzierżawy będzie robota, czy też figa z makiem (o pasternaku, zwłaszcza tym kwitnącym przy ZG PZŁ, nie wspominając). Po drugie, w większości przypadków intencje najemców i właścicieli ziemskich nie są zbieżne. Tak więc profesjonalny myśliwy staje między młotem a kowadłem, gdzie pierwszeństwo mają oczywiście interesy pracodawcy. Wreszcie, prof. dr Friedrich Reimoser, zajmujący się biologią dzikich zwierząt, sformułował w kontekście postulatu traktującego o konieczności zwiększenia kompetentności w łowiectwie trafne spostrzeżenie: otóż samo korzystanie z usług zawodowego myśliwego przez dzierżawcę obwodu jeszcze długo nie oznacza, że gospodarowanie tym terenem rzeczywiście prowadzone jest w fachowy sposób.

Nic zatem dziwnego, iż ponad 80% profesjonalistów preferowałaby pracę u boku ziemskiego właściciela. Co ciekawe, również zdecydowana większość wyobraża sobie zatrudnienie na poziomie regionu łowieckiego, ewentualnie okręgu/kraju.

Dzisiejsi zawodowi myśliwi dostrzegają ogromne zmiany w łowiectwie, zwłaszcza – mówiąc krótko – drastycznie rosnące wyzwania. Przestrzeń życiowa dzikich zwierząt ciągle się kurczy, te zaś coraz częściej są niepokojone, co utrudnia również wykonywanie polowania. Wzrosło korzystanie z dobrodziejstw Matki Natury a wraz z nim egoizm samych użytkowników, który przedstawia się jako coraz większy problem. Nikt nie chce się samoograniczać, ustąpić, za to każdy rezerwuje przyrodę dla siebie. Zmieniają się warunki ramowe myślistwa – hobby łowcy mają coraz mniej czasu na uganianie się za zwierzyną, dążą więc do zabijania jej przy pomocy wszelkich możliwych środków. Po części polowanie degraduje się do powierzchownej przyjemności wypoczynku, gdzie coraz nowsze cuda techniki mają kompensować myśliwskie umiejętności. Czy raczej ich brak. Zaś niepolująca część społeczeństwa, nieufnie spoglądając na łowiectwo, zaczyna kwestionować jego sens – na co myśliwi nie reagują bądź odpowiadają zbyt opieszale. Nacisk opinii publicznej niewątpliwie wzrośnie i pozostaje tylko kwestią czasu kiedy polityka tematu się chwyci.

Austriaccy zawodowcy krytycznym okiem przyglądają się funkcjonowaniu łowiectwa w swoim kraju. Niepokojenie zwierzyny poprzez stosowanie nieprofesjonalnych metod polowania wraz z utratą przez większość myśliwych wiedzy dotyczącej praktycznych umiejętności postrzegane są jako główne problemy. Na to nakłada się brak przekonania co do poprawy łowieckich kwalifikacji w ostatnich latach. Natomiast wyraźnie polepszyła się jakość myśliwskiego wyposażenia, która jednak nie może zrekompensować słabnącego potencjału. Bez dwóch zdań coraz bardziej wymagające staje się prowadzenie łowieckiego „przedsiębiorstwa”, w coraz mniejszym stopniu reguluje się populacje zwierzyny płowej i czarnej a jej przestrzeń życiowa została zdegradowana do placu zabaw dla wypoczywającego społeczeństwa. Małomówny, ogorzały samotnik, dla którego rewir stanowi cały wszechświat z pewnością jest reliktem przeszłości. Dokonujące się zmiany samoistnie przesuwają wajchę z napisem „łowiectwo” ku zawodowym myśliwym. Ci zaś, ów klimat najsilniej wyczuwając, z jednej strony chcą służyć własnym bez wątpienia ogromnym doświadczeniem, lecz z drugiej mają problem z właściwą komunikacją i deficytami w wykształceniu. Wreszcie, aby móc efektywniej pracować, wskazują na alternatywne formy zatrudnienia.

Czy powinniśmy zatem, po sąsiedzku, interesować się owym dryfem w kierunku profesjonalizacji łowiectwa? Czy też wobec prognozowanego niedomyślistwa, spodziewanej zmiany społecznego nastroju oraz wiążących się z tym reperkusji przyjąć raczej postawę nastolatki, która zaszła w ciążę i liczy na to, że „samo przejdzie”?

2 komentarze:

  1. Aż mnie do wizji i ich spisania sprowokowaliście tym wpisem :D Jak się sprawdzą, a ja nie dożyję coby powiedzieć "a nie mówiłam", to dajcie mi przydomek Wernyhora z Rajbrotu Drugi - Pierwszy też lubił zabalować ;)
    Myyyk: http://jagermeisterin.blog.onet.pl/2014/03/05/halucynacje-z-niedozywienia-czyli-dajrotowe-rozmyslania-w-poscie/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawód myśliwego jest tak samo ważny jak każdy inny i tak samo powinien być doceniany. A do tego powinno się takie osoby odpowiednio szkolić, nie każdy zdaje sobie sprawę jaki jest z tym problem.

    OdpowiedzUsuń